Komentarze: 3
No.. nareszcie mam troszke czasu, żeby opisać w wielkim skrócie swoje wrażenia z pierwszej wizyty w klubie les/gay friendly :) Po pierwsze: takie bary są duzo bardziej przyjemne niż to co się widuje najczęściej na amerykańskich filmach. Przychodzą tam normalni ludzie, najczęściej tacy, których nigdy byście o to nie posądzali i zachowują się tak samo jak w każdym innym barze czy pubie. Tyle tylko, że nie ma tam tylu bijatyk. Jest miła atmosferka, większość czuje się swobodnie i coś co rzuciło mi się w oczy.. nikt nie przychodzi sam. Są to albo grupki osób, albo pary.
Przyznam się, że kiedy zobaczyłam wejście do tego klubu serce omalo co mi nie wyskoczyło. Jest taka zasada, że się dzwoni, a wtedy barmanka przychodzi otworzyć ci drzwi. Jak dla mnie ten dzwonek był stanowczo za głośny biorąc pod uwagę ,że ludzie tamtędy przechodzili.. Poszłam tam ze swoją koleżanką, której mail mogliście sobie już wcześniej poczytać.Kiedy weszliśmy cała uwaga skupiła się na nas, a w szczegulności na mnie bo byłam tam "nowa". Usiadłyśmy siobie przy stoliku ze święcą i kupiłysmy po piwie z sokiem. Jakiś czas póżniej już było tyle osób, że trudno było znaleźć sobie chociażby fajne miejsce stojące. Do nas dosiadła się para les... W ZYCIU BYM NIE POWIEDZIAŁA ZE TE DWIE DZIEWCZYNY MAJA ODMIENNA ORIETACJE!!! Były poprostu idealne, wręcz chodzące modelki (tyle ze nie takie chude) :).Co do innych dziewczyn to w większości był to typ męski bądź przeciętny. Oczywiście nie zabrakło gejów, ale ich tam była mniejszość.Wracając do sprawy.. czułam się wtedy jak u siebie.. wszystko wydawało mi się wreszcie takie swojskie... widok całujących się dziewczyn, tańczących razem albo patrzących sobie głęboko w oczy napełnił mnie optymizmem. Nie czułam tego dyskomfortu jak podczas imprez hetero, gdzie nie moge zrozumieć
dlaczego dziewczyny tak leca na facetów. Chyba jedyną, głupią rzeczą było to, że właściwie nie byłam tam z osobą którą kocham, albo chociaż która mi się podoba. To ma duży urok kiedy możesz czuć się swobodnie z ukochaną osobą
u boku... No cóż nikogo tam nie znalam... trzeba to kiedyś nadrobić...